Dziewczynki i chłopcy, mam dzisiaj dla Was
historię z życia wziętą, która mi się niedawno przydarzyła.
Otóż idąc sobie do kościoła,
zobaczyłam starszą panią (ponad 80 lat). Niby nic nadzwyczajnego,
ale poprosiła mnie, bym ją kawałek odprowadziła do domu, bo ona
ledwo co trzyma się na nogach i bardzo bym jej pomogła, ponieważ
nie wie czy sama dojdzie. Od razu stwierdziłam, że oczywiście jej
pomogę. Jak zwykle, będąc za wcześnie, miałam troszkę czasu.
Czując przypływ zaufania do mojej osoby, zaczęła mi opowiadać o
swoim życiu. Okazało się, że w jej rodzinie nie ma nikogo z
dobrym sercem, jej dzieci są dla niej okropne, krzyczą na nią, nie
pomagają itd. Nie pytałam dokładnie co i jak, ale po tym jak
mi powiedziała, że nie ma dnia, by przez nich nie płakała,
wiedziałam że nie ma łatwego życia. Musi być jej bardzo smutno.
Już nawet to, że nikt jej nie zaprowadzi do kościoła, który znajduje się "aż" kilometr od domu, pokazuje, jak bardzo jest samotna. Jednak co
tydzień dzielnie zdąża na spotkanie z Bogiem. Zna już każda przeszkodę do pokonania na
swojej stałej trasie. Dla niej to wysiłek porównywalny do przebiegnięcia maratonu. By dojść na msze musi CO NAJMNIEJ godzinę
wcześniej wyjść z domu (przypominam, że to niecały kilometr
drogi).
Ale jak sama mówi: w kościele jest tak fajnie.
Jestem pod wielkim wrażeniem tej pani. Mimo, że ledwo co
chodzi, zawsze ma siłę, by co niedziele być na mszy świętej.
A tak jeszcze w temacie naszego bloga, ma do Was ogromną prośbę:
POMAGAJMY OSOBOM STARSZYM!!!
Nawet
jeśli poświęci się 10 - 20 minut, by pomóc im w takich
prozaicznych czynnościach, jakimi jest np. przejście kawałka drogi,
będą najbardziej wdzięcznymi ludźmi na Ziemi i sprawimy im
ogromną radość, a przy okazji też sobie!
Trzymajcie się cieplutko!
Ania
P.S. My też kiedyś będziemy starszymi ludźmi...